piątek, 26 lipca 2013

Ludwigsburg i Stuttgart.

Drugi dzień mojego pobytu w Badenii-Wirtembergii zaczęłam od krótkiej wycieczki do Ludwigsburga, gdzie znajduje się jeden ze słynniejszych niemieckich pałaców. Nie zwiedzałam całości, tylko dawną część mieszkalną. W cenie biletu była obowiązkowa wycieczka z przewodnikiem i muszę powiedzieć, że była to świetna forma zwiedzania – zwłaszcza, że pani zaciągała śmiesznie po szwabsku i kiedy pokonała początkowe onieśmielenie mówiła ciekawie i z werwą. Szkoda tylko, że w środku nie wolno było fotografować – dlatego zrobiłam tylko jedno nielegalne zdjęcie na klatce schodowej przed wejściem do właściwych pomieszczeń, żeby dać wam pewien przedsmak. ;) Po wyjściu chciałam podjechać autobusem na dworzec, z którego miał odjeżdżać mój pociąg powrotny, ale okazało się, że z powodu jakiejś imprezy autobusy mają zmienioną trasę, musiałam więc ruszyć pieszo. Po drodze zobaczyłam pana liżącego ze smakiem loda – jak wiemy, mam fizia na punkcie włoskich gelato, a że lód rzeczonego pana wyglądał mi znajomo, postanowiłam rozglądać się dookoła, czy nie uda mi się zlokalizować lodziarni, w której go kupił. No i udało mi się, a jakże!  W związku z czym od razu porzuciłam postanowienie, że nie tykam lodów, póki nie wrócę do Włoch, weszłam do środka i przepadłam, zobaczywszy lody w takich smakach jak mozarella czy parmezan. Wzięłam ten drugi (okazało się, że jest to chyba jedyne słowo, które Niemcy czytają oryginalnie, a nie po swojemu, więc kiedy powiedziałam „parmecan”, sprzedawca spojrzał na mnie jak na idiotkę xD) i jeszcze jedną gałkę cytrynowo-bazyliową. Gdybyście byli kiedyś w Ludwigsburgu i nie wybierali się w najbliższym czasie do Italii - polecam (adres tu)! Następnie wróciłam pociągiem do Stuttgartu, udałam się na spacer po mieście i… rozczarowanie! Właściwie obejrzałam wszystko w półtorej godziny, słynna wieża telewizyjna została zamknięta z powodu braku właściwego zabezpieczenia przeciwpożarowego, muzeów Porsche i Mercededesa nie chciałam oglądać, bo jakąś straszną fanką samochodów nie jestem, a w podobnym muzeum byłam już w Monachium, co miałam więc robić? Skorzystałam z tego, że zza chmur wyszło słońce i w towarzystwie tubylców ległam na trawkę po pałacem. I tak przeleżałam tam dwie godziny, relaksując się w oczekiwaniu na moją Mitfahrgelegenheit do Berlina. ;)

Kilka zdjęć z Bad Canstatt, dzielnicy Stuttgartu, gdzie mieszkała moja hostka. W Niemczech typowe jest to, że większość dużych miast jest zlepkiem dawnych mniejszych niezależnych miasteczek, więc często w dzielnicach można spotkać pomniejsze ratusze i ryneczki. Jest tak np. w Berlinie i Hamburgu.
A to już Ludwigsburg. Z zewnątrz...
 ... i nielegalne spojrzenia do środka (trzecie zdjęcie to wspomniana wyżej klatka schodowa).
 Nie wiem, kto był taki inteligentny i zgodził się na plan zagospodarowania przestrzennego, który zezwolił na wybudowanie tego bloku w tle pałacu. ^^
 Moje gelato. < 3
 A to już Stuttgart - było tam zaskakująco wielu bezdomnych.
 Okolice Ogrodów Pałacowych oraz Starego i Nowego Pałacu.
W tle widać wieżę telewizyjną.
 ("Wino to sztuka do picia")
W Stuttgarcie oprócz okolic Pałaców nie było nic ciekawego - nudne nowoczesne budynki i te same co wszędzie sklepy.
Ratusz - w konkursie na najbrzydszy ratusz w Niemczech mógłby spokojnie konkurować z tym w Bochum. ^^
Kto pamięta ten post z Monachium? Szyld tego sklepu odwoływał się do tamtejszego targu. ;)
 Okazało się, że Łódź jest miastem partnerskim stolicy Badenii-Wirtembergii i jej herb widnieje na zegarze słonecznym w centrum miasta. :)
 Główna ulica handlowa i jednocześnie główny deptak - Königstraße.
 Znów pod pałacem...
 ... i dworzec główny. Obecnie cały Stuttgart wypełniają wlepki namawiające do protestów przeciwko planom jego modernizacji.