sobota, 20 kwietnia 2013

Jena.

Jena okazała się miastem-potworkiem. Nie ma tam zupełnie nic ładnego, za wyjątkiem może malowniczych wzgórz otaczających tę miejscowość – ale one w sumie nie są nawet częścią miasta, skoro je tylko otaczają, prawda? ;) Całe szczęście, że byłam tam umówiona z koleżanką, której projekt jest ulokowany właśnie w Jenie, bo inaczej plułabym sobie w brodę, że zdecydowałam się tam pojechać. Baiba z Łotwy oprowadziła mnie trochę po centrum (znamienne niech będzie to, że w samym środku miasta znajduje się ogromny… parking samochodowy!), a słynna JenTower, czyli wieża, którą zaprojektował ten sam architekt, co berlińską Fersehturm (ale od tego czasu przeszła renowację i obłożono ją szkłem, więc nie bardzo przypomina już samą siebie xD) ładnie odbijała się w szybach okolicznych budynków – tyle tylko że na żywo okazała się dużo brzydsza niż na tych zdjęciach, które oglądałam na jednym z polubionych przeze mnie fanpage’ów na Facebooku i które sprawiły, że tak się ekscytowałam zobaczeniem jej. Dlatego bardzo się przestraszyłam, kiedy jeden z współlokatorów Baiby, którego spotkałyśmy na mieście (o matko! Kto to słyszał spotykać znajomych przypadkiem w centrum, w Berlinie to się nigdy nie zdarza! ;) ), zapytał mnie, jak mi się podoba Jena. A że on akurat jest zachwycony swoim życiem tam i miastem, to chwilę szukałam dobrej odpowiedzi i w końcu dyplomatycznie powiedziałam, że jest okej, ale Berlin podoba mi się bardziej. Odniosło to spodziewany efekt – nie mam bladego pojęcia dlaczego, ale ludzie darzą stolicę Niemiec ogromnym podziwem, w ekstremalnych przypadkach nawet miłością, a kiedy spotyka się wolontariuszy, których projekt odbywa się gdzieś indziej w Niemczech, zawsze rzucają ci spojrzenia pełne zazdrości i zawiści. Gdyby ktoś mnie pytał, to zupełnie bez powodu, ale o tym innym razem – koniec dygresji i wracamy do Jeny. ;) Po krótkim spacerze w okolicach JenTower udałyśmy się do jeńskiego Hellersdorfu, w którym pracuje Baiba. Wszystko było takie jak u nas, mieli nawet sklep z produktami rosyjskimi! xD Potem pojechałyśmy do jej mieszkania, ale nie zabawiłam tam długo, bo na mnie był już czas, jeśli chciałam zdążyć na swój pociąg. Postanowiłam zaoszczędzić dwa euro i przejść się na dworzec, zamiast jechać autobusem i o mały włos, a bym się nie odnalazła w takim pipidówku jak Jena, podczas gdy w Berlinie nie mam żadnych problemów! Od tego czasu zdarza mi się powątpiewać w swoje możliwości jako przewodnika, ale i tak są one o niebo lepsze od umiejętności moich znajomych na tym polu, więc moja pewność siebie odbudowuje się bardzo szybko. ;) Przy okazji tego dość nerwowego spaceru na stację miałam okazję podziwiać piękny widok na JenTower z zachodzącym słońcem w tle – wtedy i tylko wtedy dorównała samej sobie na zdjęciach, które widziałam w Internecie. Po dotarciu na dworzec wsiadłam w pociąg, który wywiózł mnie z Turyngii, a po drodze mijaliśmy najpierw malownicze jeńskie wzgórza, a potem baśniowy las z ogromnymi świerkami. A co było dalej nie wiem, bo zasnęłam, zmęczona dniem wypełnionym zwiedzaniem. ;)

JenTower i dziwna rzeźba, którą można znaleźć w jej okolicach.
Centrum miasta.
Plakat nawiązujący do słynnych kartek z owieczką: "Energia atomowa: głupia. Policja: głupia. Neonaziści: głuuupsi. Saksonia: $%^&*. Ekstremistyczne teorie: gówno. Bez ciebie wszystko jest głupie (z tobą to wszystko nie byłoby lepsze - ale przynajmniej byłbyś z nami)". :)

Jena ma też swoją knajpową uliczkę... ;)
... na której lustra nie mogą się poszczycić czystością. ;)
Gdzieś dalej z widokiem na JenTower.
"Do kogo należy świat?"
Wyglądało na to, że następnego dnia miał się odbyć wywóz śmieci, bo całe centrum było usiane w tych żółtych pojemnikach. ;)
A to już jeński Hellersdorf. ;)
"Moskwa. Rosyjskie przysmaki i nie tylko..." :D
Zachód słońca. :)
Tabliczka, która dosłownie rozłożyła mnie na łopatki. A ludzie nabijali się z tego w Weimarze... "Tutaj mieszkała Caroline von Wolzogen (z domu: von Lengefeld). Pisarka, szwagierka Schillera". Szwagierka Schillera?!
W okolicach dworca pojawiło się sporo "sztuki ulicznej". "Zasrać Niemcy"...
... "Chłopaki z dzielni to trudny przypadek" w wykonaniu Marksa i Engelsa...
... oraz mural przedstawiający Jenę z dopiskiem na dole głoszącym "miłość".
Budynek jeńskiego teatru, który mjijałam po drodze.
I na koniec - bezczelność niemieckiej poczty, czyli napis na pojemniku, do którego wrzuca się paczki. "Nowość: zaoszczędź 1 euro! Kup znaczek online i odłóż paczkę tutaj!". Jedno euro, naprawdę...?