wtorek, 19 lutego 2013

Dzień 5. Muzeum Ludobójstwa Ormian i pierwsze podejście do Matenadaranu.


Z „Dziennika podróży”:
20.01.2013
Wstajemy późno i długo nie możemy się zebrać. Na dodatek jest niedziela, więc trudno o marszrutkę i postanawiamy zostać w Erywaniu. Ruszamy najpierw do Muzeum Ludobójstwa Ormian. Na miejscu okazuje się, że jest zamknięte do końca miesiąca. Podziwiamy jednak ogromny znicz upamiętniający pomordowanych i odnajdujemy sporo polskich śladów w lasku z drzewkami posadzonymi przez różnych dygnitarzy na cześć ofiar. Następnie ruszamy do Matenadaranu, czyli muzeum gromadzącego dawne rękopisy. Niestety, i ta placówka jest zamknięta (bo niedziela jest tam dniem wolnym od pracy). Udajemy się więc do „Grand Candy” (najlepsza ormiańska firma robiąca cukierki) na śmieszne płaskie ormiańskie pączki. Najpierw jednak wchodzimy do firmowego sklepu, który wygląda, jak żywcem wyjęty z filmu „Charlie i fabryka czekolady” (minus Johnny Depp, oczywiście ;) ). Największe zaskoczenie spotyka mnie, kiedy odkrywam, że po szynach zawieszonych pod sufitem jeździ… czerwona lokomotywa Deutsche Bahn. xD W restauracyjce „Grand Candy” kupujemy swoje pączki i zaczynamy szukać miejsca do siedzenia – ostatecznie udaje nam się coś znaleźć, więc oddajemy się ze smakiem konsumpcji swoich zakupów. Następnie udajemy się łapać marszrutkę na drugą stronę kanionu, który dzieli Erywań. Mamy się tam spotkać na wieczorku crepsowym organizowanym przez koleżankę Dajany z Francji.

Muzeum Ludobójstwa znajduje się za ogromną sowiecką halą sportową.
 Lasek posadzony przez dygnitarzy. :)
 Tabliczka przy choince Kwaśniewskiego...
 ... i ta należąca do Wałęsy (a tekst na niej w iście wałęsowym stylu ;) ). Z Polaków byli jeszcze Donald Tusk i Radosław Sikorski.
 Budynek po lewej to właśnie znicz...
 ... którego wnętrze widzicie poniżej. Iglica sprawia, że muzeum odznacza się w krajobrazie miasta.
 Kwiaty ułożone wokoło płomienia.
 Widoki na Erywań ze wzgórza, gdzie znajduje się placówka - a raczej ich brak. ;)
 Jeden z mostów nad kanionem erywańskim...
 ... i to, co znajduje się na jego dole.
 Matenadaran...
... u stóp którego obserwowałyśmy zachód słońca...
 ... oraz dziwny dom bez okien na dwóch ostatnich piętrach. ;)
 Wandzia posilająca się w "Grand Candy". ;)
 A na koniec - tamtejsze firmowe chusteczki do wycierania rąk. ;)