środa, 26 grudnia 2012

Belgrad - pierwsze spotkanie z miastem.

Belgrad przywitał nas śniegiem. Dużą jego ilością, choć w kolejnych dniach naszego pobytu spadło go jeszcze więcej. Dzięki białemu puchowi miasto nabrało niezwykłego charakteru, którym mnie oczarowało - ale gdy śnieg rozpuścił się przy okazji mojej drugiej wizyty w drodze powrotnej do Berlina, okazało się, że dałam się oszukać. ;) Na razie jednak nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość, a zobaczmy, jak pięknie stolica Serbii prezentowała się w bieli. Dodam tylko, że dzięki obecności śniegu można było jakoś wytłumaczyć, dlaczego miasto nosi taką a nie inną nazwę ("Beograd" oznacza "Białe Miasto") - gdy biały puch zniknął, okazało się, że w serbskiej stolicy dominuje raczej kolor szary. ;)

Może być trudno w to uwierzyć, ale to był mój pierwszy lot samolotem. Kocham latanie! :)
 Bilbordy powitalne na lotnisku. ;) "Proudly made in Serbia"...
 ... i "Serbia. Country of science and technology". Kampania nie bierze się znikąd - lotnisko w Belgradzie nosi imię Nikoli Tesli, który zaprojektował pierwszą elektrownię wodną u stóp wodospadu Niagara.
 A to już zdjęcia zrobione podczas naszego szybkiego marszu przez miasto w poszukiwaniu restauracji, gdzie mieliśmy zjeść obiad. ;)
Reklama jednego z kantorów o nazwie "Paris". xD Co drugi punkt usługowy w Serbii jest miejscem, gdzie można wymieniać waluty. ;)
Ulica Knez Mihailova, czyli główny belgradzki deptak.
("Uwaga!!! Pada śnieg z dachu!!!" xDD)
Belgrad słynie ze swojego nocnego życia... latem. ;)
 Sprzedawca kasztanów i regał do bookcrossingu. Według Tihomira, projekt ten nie przyjął się w Serbii.
Biblioteka na drugim końcu deptaku. Serbia (w przeciwieństwie do Niemiec. ;p) jest normalnym krajem - wszystkie ważniejsze i ładniejsze budynki są nocą podświetlane. :)
Za biblioteką skręciliśmy w lewo w stronę Sawy...
 ... bo nasza restauracja znajdowała się tuż przy jej brzegu.

Knajpa ta serwowała dania kuchni... chińskiej, serbskiej i włoskiej. Nie ma to jak wybuchowa mieszanka. xD My zdecydowaliśmy się na chińszczyznę, ale jak na moje oko można było i w ryżu poczuć serbską nutę.  ;) Po posłku wyruszyliśmy dalej w miasto - ale o tym w kolejnym poście. :)